28.7.16

Ulubieńcy lipca


Lipiec był wyjątkowo udany. Powolny, leniwy, a mimo to mam wrażenie, że zleciał nad wyraz szybko. W końcu mogłam zwolnić obroty, spędzić czas z rodziną, znaleźć czas dla siebie. Bez pośpiechu, bez codziennego gonienia między domem, a pracą. Z natury jestem typem domatora i bardzo brakowało mi tego spokoju przez cały rok. To właśnie w domu, między bliskimi, wypoczywam najlepiej - na nic nie zamieniłabym tych długich, leniwych poranków (nawet jeśli zaczynały się o 6 rano), kreskówek, spacerów po parku, weekendów u dziadków, totalnego luzu i beztroski - po prostu bycia razem, bez potrzeby patrzenia na zegarek. Między tymi chwilami znalazłam też czas na drobienie blogowych zaległości, zakupy i zakochanie się w paru cudownych kosmetykach.

Jak było z tym zakochaniem? Już opowiadam.


W lipcu ponownie zabrałam się za ćwiczenia, a z szuflady wyciągnęłam szczotkę do ciała (przyznaję, że ostatnimi czasy mocno ją zaniedbałam). Nie mogło więc zabraknąć odżywczego, regenerującego skórę balsamu. Phenome Smoothing Body Balm okazał się świetnym wyborem - to naturalny balsam intensywnie modelujący, który sprawi, że nasza skóra będzie bardziej elastyczna, sprężysta, odżywiona i nawilżona. Phenome ma aksamitną, ale bardzo treściwą konsystencję, a do tego świeży, lekko ziołowy zapach, który bardzo lubię. Świetnie sprawdza się po ćwiczeniach i masażu szczotką. Błyskawicznie wygładza i świetnie nawilża skórę, a pod koniec miesiąca widać już pierwsze efekty kompleksowych działań. Skóra jest jędrniejsza, bardzo gładka, a nogi z każdym dniem wyglądają coraz lepiej.

Jakiś czas temu do mojej codziennej pielęgnacji dołączył słynny krem ze śluzem ślimaka - Mizon Snail Repair Eye Cream. Krem pod oczy zawiera 80% filtratu wydzieliny ślimaka, która odpowiedzialna jest za wygładzenie i regenerację skóry. Dodatkowo pobudza produkcję kolagenu, działa rozświetlająco, nawilżająco i ujędrniająco. Ma neutralny zapach, lekką konsystencję, a skóra chłonie go bardzo szybko. Na ogół nie mam problemów z przesuszoną skórą pod oczami - sięgam po sprawdzone kosmetyki, które utrzymują ją w dobrej kondycji, ale uwierzcie, gdy tylko trafi mi się niewypał, drobne zmarszczki dają o sobie znać. Mizon świetnie utrzymuje skórę w ryzach, jest ładnie napięta i rozświetlona - od kiedy go stosuję praktycznie zrezygnowałam z korektora pod oczy, więc jeśli macie problemy ze zmęczonym spojrzeniem, ślimakowy krem może być dla Was ratunkiem. W kwestii nawilżenia, znam lepsze kosmetyki typowo do tego celu przeznaczone i mam wrażenie, że Mizon, z racji konsystencji, dobrze spisze się jako baza rozświetlająca pod silniej działający krem. Niemniej jednak, to już opcja dla wymagających, ja bardzo go polubiłam i z przyjemnością stosuję zarówno na dzień jak i na noc.

Kolejnymi ulubieńcami są dwa kosmetyki do makijażu, które potrafią cudownie upiększyć muśniętą słońcem cerę. Pierwszy z nich to Chanel Vitalumiere Aqua w odcieniu 20 Beige, lekki podkład na bazie wody, który idealnie stapia się ze skórą, sprawia, że jest rozświetlona, promienna i ma wyrównany koloryt. Krycie jest delikatne i właśnie taki efekt lubię latem. Podkład trzyma się na skórze bez zarzutu przez się cały dzień, do tego zawiera filtr ochronny SPF 15. Polecam szczególnie posiadaczkom cer suchych. Drugi kosmetyk to Bikor Como Satin Blush N°5 w odcieniu Sunrise, czyli róż i rozświetlacz w jednym, Ma ciepły, łososiowy odcień i drobinki rozświetlające, które sprawiają, że skóra nabiera świetlistego, złotego blasku. Dużym plusem jest wysoka jakość wykonania i piękny, waniliowy zapach. Latem nie wyobrażam sobie niczego lepszego. Uwielbiam!


Oczyszczanie. Musi być bardzo delikatne, w przeciwnym wypadku skóra od razu daje o sobie znać. Jeśli jesteście wrażliwcami, jak ja, Aesop Fabulous Face Cleanser powinien sprawdzić się u Was doskonale. To łagodny żel myjący na bazie oliwy z oliwek, z całym bogactwem naturalnych ekstraktów i olejków. Bardzo dobrze oczyszcza, nie podrażnia, można go stosować w okolicach oczu, a do tego pięknie pachnie rozmarynem (bardzo lubię ten zapach!).

Produkty do włosów pojawiają się na blogu dość rzadko, bo nieczęsto trafiam na kosmetyki z których byłabym w pełni zadowolona. Intensywną odżywkę do włosów John Masters Organics Lavender & Avocado uwielbiam ze względu na niesamowity zapach (o ile lubicie lawendę), genialny skład i świetne działanie. Odżywka jest lekka, dobrze nawilża, sprawia że włosy są sypkie, miękkie i sprężyste. Moje kręcone włosy przyjęły ją nad wyraz dobrze. Jak dotąd stosuję ją na całą długość, a czupryna nie jest ani trochę obciążona, czy oklapnięta. Im dłużej używam, tym bardziej jestem zadowolona z efektów i mam ochotę na kolejne kosmetyki od JMO.

Na koniec Hermes Un Jardin Sur Le Nil, zapach o którym rozpisywałam się już <tu> i <tu>. Mieszanka trawiastej zieleni, świeżości i soczystego mango, działa odprężająco i cudownie zgrywa się z moją skórą w najgorętsze dni. Noszę nałogowo.


A jaki był Wasz lipiec? Macie jakieś kosmetyczne zachwyty, którymi chciałybyście się podzielić? A może u mnie znalazłyście coś co Was zainteresowało?

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

22.7.16

Origins Drink Up Intensive Overnight Mask


Znalezienie dobrej maseczki nawilżającej wcale nie jest taką prostą sprawą. Spośród wielu moich ulubionych marek, produkujących na prawdę świetne kosmetyki naturalne, o dziwo, trudno znaleźć w tej kategorii coś godnego uwagi. Typowo nawilżających maseczek w asortymencie wielu producentów po prostu brak. Dziwne, bo w mojej (chyba w każdej) pielęgnacji, zapewnienie skórze nawilżania jest absolutnie kluczowe - to najlepsze co możemy dla nie zrobić, jeśli chcemy by była zdrowa, jędrna i zachowała młodość na dłużej.

Na szczęście ja mam swoją maseczkę numer 1. W moim rankingu nie ma sobie równych, a jej popularność tylko uświadcza mnie w przekonaniu, iż mam rację. Tak więc, tych z Was, którzy jeszcze jej nie znają (o ile tacy są) zapraszam na do dalszej części wpisu. Opowiem Wam za co uwielbiam Origins Drink Up Intensive.


Origins Drink Up Intensive Overnight Mask to ultra bogata maseczka nawilżająca, która, dzięki wysokiej zawartości olejów (m.in. z awokado, pestek moreli, migdałów) i naturalnych, kojących ekstraktów (woda różana, mirt, gorzka pomarańcza, rumianek) ma za zadanie dostarczyć skórze zapas substancji nawilżających, zapobiegać jej odwodnieniu, zniwelować oznaki starzenia i wzmocnić barierę ochronną. Maseczkę nakładamy na oczyszczoną skórę wieczorem i pozostawiamy na całą noc, tak by rano móc cieszyć się odświeżoną, ujędrnioną i odprężoną cerą.

Zacznijmy od tego, że maska jest niezwykle komfortowa w użyciu - kremowo-masełkowata, łatwo się rozsmarowuje i ładnie, naturalnie pachnie - jak koktajl z awokado i moreli. Zaraz po nałożeniu działa jak kompres - chłodzi, koi i natychmiastowo nawilża. Znacie to uczucie gdy po całym dniu przebywania na słońcu, ochlapujecie twarz chłodną wodą? No właśnie. Tak czuję się za każdym razem gdy używam Origins. Ostrzegam, to uczucie uzależnia.

Producent zaleca nałożenie większej ilości na całą twarz, szyję i dekolt, a po chwili usunięcie nadmiaru produktu chusteczką. Ja jednak nigdy nie stosuję się do ostatniego zalecenia, bo nie widzę takiej potrzeby - maseczka ładnie się wchłania, więc po prostu używam jej jak kremu na noc. U mnie właśnie tak spisuje się najlepiej. Po całonocnej kuracji moja cera wygląda zdrowo, promiennie, jest jędrna i miękka, a wszelkie podrażnienia/zaczerwienienia znikają. Efekt nawilżenia i 'upiększenia' utrzymuje się przez 2-3 dni, ale stosowana regularnie, maska zapewnia długotrwałe efekty - skóra jest lepiej nawilżona, nie przesusza się, znika nadwrażliwość i mam wrażenie, że nawet naczynka są wzmocnione i ukojone. Polecam gorąco, w szczególności posiadaczkom cery suchych i wrażliwych. Dodam tylko, że kosmetyk jest bardzo wydajny więc, więc to i genialne działanie czyni go wartym każdego grosza (maskę kupicie w dwóch pojemnościach - 50ml/59 zł i 100 ml/99 zł).


Skład: Water, Rosa Damascena (Rose) Flower Water, Myrtus Communis (Myrtle) Leaf Water, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Water, Anthemis Nobilis (Chamomile) Flower Water, Glycerin, Cetyl Alcohol, Glyceryl Polymethacrylate, Dimethicone, PEG-75, PEG-8, Glycereth-26, Sorbitan Stearate, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Oil, Prunus Amygdalus Amara (Bitter Almond) Kernel Oil, Rosa Damascena (Rose) Flower Oil, Cinnamomum Camphora (Shiu/Camphore Leaf) Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Sweet Orange) Oil, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Osmanthus Fragrans (Osmantus Absolute) Flower Extract, Ribes Nigrum (Blackcurrant) Seed Extract, Linalool, Limonene, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Cladosiphon Okamuranus Extract, Oryza Sativa (Rice) Extract, Avena Sativa (Oat) Kernel Extract, Olea Europaea (Olive) Fruit Extract, Triticum Vulgare (Wheat Bran) Extract, PEG-100 Stearate, Sucrose, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Wax, Panthenol, Pantethine, Cetyl Ethylhexanoate, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Butylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Punica Granatum (Pomegranate) Sterols, Tocopheryl Acetate, Oryzanol, Bisabolol, Caprylyl Glycol, Caffeine, Hexylene Glycol, Sodium Hyaluronate, Dextrin, Potassium Carbomer, Disodium EDTA, Sodium Dehydroacetate, Phenoxyethanol

Jeśli jeszcze nie znacie Drink Up Intensive, koniecznie musicie nadrobić! To jeden z tych kosmetyków po którego zużyciu, natychmiast biegniemy po kolejne opakowanie - tę maseczkę po prostu trzeba mieć.

Ciekawa jestem ile z Was używa Origins i jakie jest Wasze zdanie na temat tej maski. A może znacie coś lepszego?

pozdrawiam 
Kinga
SHARE:

13.7.16

Nowości kosmetyczne


Uwielbiam takie posty, bo ... uwielbiam gromadzić nowości. W przeciągu ostatnich kilku tygodni systematycznie uzupełniałam braki w szeregach mojej pielęgnacji - większość kosmetyków, których używam obecnie dobija już dna, więc, jakże by inaczej, czas najwyższy spróbować czegoś nowego. Wszystkie produkty, które tu widzicie są naturalne, a większość z nich to polskie marki, które znam i lubię. Jedne poczekają na swoją kolej w szufladzie z zapasami (wcaale nie ma tam tłoku, naprawdę), inne są już w użyciu, i jak dotąd spisują się świetnie. Jeśli więc chcecie poznać kilka wstępnych opinii i jesteście ciekawe, co w najbliższym czasie będzie pojawiać się na blogu, zapraszam do dalszej części wpisu.


Zacznę od rodzynka w całym towarzystwie. Hermes Un Jardin Sur le Nil chodził mi po głowie od wiosny, a tego lata ochota na coś nowego, świeżego i zielonego w końcu skłoniła mnie do zakupu. Ogród na Nilu jest bardzo naturalny, zielony, z nutami soczystego mango i cierpkich cytrusów, traw i sitowia. Orzeźwia, ochładza i jest wspaniałym wyborem w najgorętsze dni (jeśli macie ochotę poznać zapach, możecie jeszcze zgarnąć jego próbkę na moim Instagramie).

Produktów John Masters Organics używam już od jakiegoś czasu, ale nie pokazywałam ich jeszcze na blogu. Zdecydowałam się na duet szampon wieczorny pierwiosnek+ intensywna odżywka lawenda i awokado i niestety, szampon, choć przeznaczony do włosów suchych, na moich nie sprawdził się najlepiej. Okazał się zbyt delikatny, za słabo oczyszcza i jest mało wydajny. Inaczej sprawa ma się z odżywką, która od razu przypadła mi do gustu. Ma relaksujący zapach, jest lekka, ładnie nawilża i nie przeciąża włosów. Miłą niespodzianką okazała się też malinowa pomadka ochronna JMO, którą sklep Ogranicall.pl dorzucił do zakupów. Dobrze nawilża, smakowicie pachnie i ma świetny skład i zabieram ją ze sobą dosłownie wszędzie.

Niedawno marka Phenome postanowiła obdarować mnie kilkoma ze swoich bestsellerów - o ile produkty Phenome dobrze znam i bardzo lubię, tej czwórki nie miałam okazji używać wcześniej. Balsam modelujący Smoothing jest już w użyciu i, wstępnie, bardzo go polubiłam (odpowiednio treściwy, świetnie nawilża i ujędrnia skórę). Niebawem przyjdzie kolej na krem nawilżający Nourishing (jeden z najpopularniejszych produktów marki) i Ideal Skin Protector - krem wzmacniająco-ochronny z naturalnym filtrem SPF 10. Na ten drugi liczę w szczególności, gdyż wydaje się być czymś, co moja skóra powinna polubić -  ma łagodzić podrażnienia, uspokajać naczynka i wyrównać koloryt naskórka. Ostatnim kosmetykiem jest nawilżający olejek do twarzy Replentishing. Cóż, wiecie jak kocham olejki, więc wprost nie mogę się doczekać pierwszych testów!



Od paru miesięcy byłam wierna i (z wzajemnością) zakochana w różanej piance oczyszczającej Phenome, wiedziałam więc, że gdy tylko się skończy, ciężko będzie znaleźć coś lepszego, albo chociaż dorównującego jej działaniu. Zdecydowałam się na Aesop Fabulous Face Cleanser, delikatny żel dedykowany skórze wrażliwej, który w składzie ma mnóstwo dobroczynnych olejków i ekstraktów. Baardzo podekscytowana, zaczęłam używać żelu kilka dni temu i od razu bardzo go polubiłam. Kosmetyk ma niezwykle przyjemną konsystencję, świetny ziołowy zapach, bardzo dobrze oczyszcza, nie podrażnia i nie wysusza. Im dłużej go stosuję, tym bardziej mam jednak wrażenie, że nie jest tak delikatny jak oczekiwałam (choć od ostatecznego werdyktu na razie się wstrzymuję).
edit: wydawało mi się, żel jednak jest super :)

Pat&Rub zafundowało ostatnio świetną promocję, dzięki której udało mi się zgarnąć balsam i żel do mycia z cudownie pachnącej serii otulającej. Oba kosmetyki spisują się wspaniale i pachną przepięknie (karmel, cytryna i wanilia!). Jako że Pat&Rub znika z rynku (choć kosmetyki mają wciąż być dostępne pod inną marką - Naturativ), podejrzewam, że do końca wakacji podobnych okazji pojawi się jeszcze kilka - zdecydowanie warto z nich skorzystać!

Najnowsze zakupy to oczyszczający żel do twarzy Organique (poczeka aż skończę Aesop) oraz tonik oczarowy, w którym pokładam spore nadzieje - tym bardziej, że ma spore grono zwolenniczek. 

I to wszystko. Dajcie znać czy coś Was zainteresowało, a może o czymś chcecie poczytać w pierwszej kolejności? 

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

9.7.16

Czerwiec w zdjęciach


1. Domowe SPA dla nóg 2, 3. W kuchni 4. Najlepsze!

5. 6. Zakupy z Galilu.pl 7. Obiecałam rozdać próbki 8. Figa!

9. Niezbędniki 10. Coś na upalne dni 11. Spacer 12. Pilea :)

13. Ulubieńcy czerwca 14. Najlepszy na świecie smalec z fasoli wg. Jadłonomii 15. Prezenty od Phenome 16. Figa raz jeszcze

17. Zestaw ratunkowy 18. :( 19. Wpis o 6 zapachach na lato 20. Włosowe zakupy z Organicall.pl

21. 22. 23. Najpiękniej 24. Nowości pielęgnacyjne 

25. Zieleń 26. Kuchnia 27, 26. Mintishop.pl

I to wszystko ... zupełnie nie mam zamiaru się rozpisywać. Dajcie znać, czy lubicie takie zdjęciowe posty - może w końcu zaczną pojawiać się z nieco większą regularnością :)

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

7.7.16

Dermalogica Gentle Cream Exfoliant


Mało który kosmetyk potrafi odmienić cerę tak, jak robi to dobry peeling enzymatyczny. Nie jestem zwolenniczką mechanicznych "zdzieraków", moja cera źle je znosi, jest na to stanowczo zbyt wrażliwa, a do tego naczyniowa i łatwo się przesusza. Nie łatwo mi więc znaleźć coś dla siebie, nawet wśród peelingów enzymatycznych. Część z nich odpada właśnie przez działanie przesuszające. Inne znowu cery nie wysuszą, ale działanie złuszczające mają nikłe. Jakiś czas temu znalazłam jednak coś, co na na prawdę działa na moją skórę. Zaczęło się od świetnego produktu marki Phenome, później zaczęłam szukać innych, naturalnych produktów.

Peelingi oparte na naturalnych składnikach, zawierające kwasy (głównie mlekowy lub salicylowy) potrafią wspaniale wygładzić skórę, w bardzo szybkim czasie (więc zanim zostanie podrażniona lub przesuszona). Tak właśnie działa Dermalogica Gentle Cream Exfoliant.


Peeling Dermalogica ma postać dość gęstej pasty i lekki, kojarzący się z lawendą zapach. Zawiera słuszną ilość ziemi okrzemkowej (a więc jest bogatym źródłem krzemu), kwas mlekowy, kwas salicylowy, siarkę i enzymy roślinne - składniki odpowiedzialne za złuszczenie martwego naskórka i oczyszczenie ujść mieszków włosowych tak, by skóra była nie tylko gładsza, bardziej miękka i promienna, ale także przygotowana na lepszą absorpcję kosmetyków odżywczych i nawilżących. Natomiast substancje kojące obecne w składzie - ekstrakt z lawendy, chabra bławatka i aloesu, łagodzą podrażnienia i zapewniają skórze komfort.

Kosmetyk można stosować na dwa sposoby. Jeśli zależy nam na mocniejszym efekcie i nie jesteśmy "wrażliwcami" możemy wpierw wykonać krótki masaż (ziemia okrzemkowa zawarta w peelingu zawiera mikroskopijne drobinki - ale takie na prawdę mikro), po czym zostawić peeling na 10-15 minut. Posiadaczki cer wrażliwych, mogą po prostu pominąć pierwszy krok i przetrzymać preparat na twarzy odpowiednią ilość czasu (w moim przypadku 10, czasem 15 min).

Po tym czasie zmywam produkt wodą i mogę cieszyć się oczyszczoną, gładką skórą. Oczywiście najlepsze efekty zaobserwujemy stosując peeling regularnie, ale Dermalogica jest jednym z tych kosmetyków, w przypadku których rezultaty odczujemy już po pierwszym użyciu. Skóra jest po nim miękka i gładka i lekko rozjaśniona. Bardzo polecam, tym bardziej, że marka Dermalogica od jakiegoś czasu dostępna jest w Polsce.

Skład: Water/Aqua/Eau, Diatomaceous Earth, Butylene Glycol, C12-15 Alkyl Benzoate, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Papain, Bromelain, Steareth-21, Steareth-2, Cetearyl Alcohol, Salicylic Acid, Sodium Magnesium Silicate, Lactic Acid, Sulfur, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Centaurea Cyanus Flower Extract, Citrus Medica Limonium (Lemon) Fruit Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Flower Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Polysorbate 80, Disodium EDTA, Benzyl PCA, Phenoxyethanol, Linalool, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil, Titanium Dioxide (CI 77891)

Używałyście peelingu Dermalogica? Może macie innych ulubieńców?

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

4.7.16

Bikor Kyoto Highlighter


Czy jest tutaj ktoś, kto nie lubi rozświetlaczy? W każdym razie, ja je uwielbiam. Ty prawdopodobnie też, w końcu kliknęłaś w ten wpis nie bez przyczyny.

Na przestrzeni kilku ostatnich lat na rynku pojawiło się ich sporo, ale wciąż pamiętam czasy, gdy w drogeriach nie było ani jednego przyzwoitego egzemplarza. Wtedy do podkreślenia kości policzkowych używałam perłowego cienia z Rimmella. A teraz? Tak zróżnicowanego wyboru nie miałyśmy chyba jeszcze nigdy - od drogeryjnych, po wysokopółkowe, od tych po kilkanaście, po takie za kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych. Bez problemu można znaleźć coś dla siebie w każdym przedziale cenowym.

Dobry rozświetlacz potrafi pięknie ożywić cerę, odmłodzić ją i sprawdzić, że twarz będzie wyglądała zdrowo, świeżo i promiennie. Oczywiście nie każdy spisze się w tej kwestii tak samo dobrze. Liczy się odcień, konsystencja, trwałość, odpowiednia pigmentacja i stopień zmielenia produktu. Jeśli więc szukacie kosmetyku na prawdę wyjątkowego, takiego który nie zafunduje Wam teatralnego efektu, a zrobi wszystko to, o czym wspomniałam powyżej, oferta Bikoru powinna Was zainteresować. 


Bikor jest polską marką, produkującą kosmetyki kolorowe. Charakteryzują się one pięknym wyglądem i świetną jakością, bo poza oczywistym efektem upiększającym, ich formuły zostały opracowane tak, by dbać o zdrowie naszej cery. O mojej ulubionej Ziemi Egipskiej pisałam już kilkukrotnie, a dziś przedstawię Wam kolejny świetny produkt marki.

Kyoto Highlighter to wielofunkcyjny rozświetlacz w kamieniu o chłodnym, wpadającym w jasny róż odcieniu. Konsystencja jest jedwabista, pigmenty drobno zmielone, a formuła wzbogacona składnikami pielęgnacyjnymi takimi jak olej z róży rdzawej, witamina A oraz E, olej z nasion słonecznika, olej z orzechów arachidowych, czy lecytyna. Kosmetyk zamknięto w wygodnym, estetycznym opakowaniu z lusterkiem, a dodatkowo, przy każdym otwaciu/muśnięciu pędzlem użytkowanie umila nam ładny, waniliowy zapach.


Rozświetlacz daje cudowny, naturalny efekt, który można pogłębiać wedle uznania - zazwyczaj ograniczam się do szczytów kości policzkowych i łuku kupidyna, ale z Kyoto sytuacja wygląda podobnie jak z Ziemią Egipską. Efekt z powodzeniem można stopniować i kosmetyk stosować jak tradycyjny rozświetlacz, lub używać go jak pudru rozświeltającego - w tym wypadku nada blasku całej twarzy i wizualnie odmłodzi cerę.

Pięknie wypada też kolor. Zdecydowanie wolę takie chłodne, wpadające w róż, czy perłę odcienie (wcale nie takie łatwe do znalezienia). Wyglądają lekko, naturalnie i, według mnie, nawet przy opalonej skórze prezentują się lepiej niż rozświetlacze o cieplejszych, złotych tonach. 


Jeśli zależy Wam na efekcie promiennej, zdrowo wyglądającej cery, dodatkowo cenicie jakość i dbałość o formułę, warto przyjrzeć się rozświetlaczowi Bikoru. Jest absolutnie świetny, do tego bardzo wydajny i uniwersalny. 

Koniecznie dajcie znać czy podoba Wam się Kyoto Highlighter i napiszcie jakie są Wasze ulubione kosmetyki rozświetlające :)

pozdrawiam
Kinga
SHARE:
© ROSE AND VANILLA . All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig