Wrześniowi ulubieńcy. Jak zapewne zdążyłyście zauważyć, z mały bonusem. Jako że ostatnimi czasy jednym z ulubionych zajęć K. jest grzebanie w mojej kosmetyczce, tudzież buszowanie po szufladach i wywalanie zachomikowanych tam smarowideł, postanowiła udzielić się również w dzisiejszym wpisie. Próbowałam przekupić, odwrócić uwagę, ale w końcu machnęłam ręką i po prostu zaczęłam pstrykać. Wyszło nieco bardziej chaotycznie niż zwykle, ale ogólnie, całkiem udany z niej asystent ;)
Na początek mydło rozmarynowe z Ministerstwa Dobrego Mydła. Uwielbiam wszystko, począwszy od wyglądu i koloru, po działanie i wspaniały zapach czystego rozmarynu, który wypełnia całą łazienkę. Rozmaryn sprawdził się świetnie, fajnie się pieni, nie wysusza skóry, a sprawia, że jest aksamitna i gładka. No i ma fajny, poręczny sznurek. Coraz bardziej kocham ofertę Ministerstwa i mam już nawet pretendenta do kolejnych ulubieńców.
Kolejnym kosmetykiem jest krem na noc Nuxe, Reve de Miel. Pięknie pachnie i mocno nawilża, przeznaczony jest do cer suchych i wrażliwych. U mnie świetnie spisuje się w duecie z olejkiem z nasion malin z Ministerstwa Dobrego Mydła. Sam krem ma stosunkowo gęstą konsystencję, która świetnie współgra z olejkiem - lepiej się rozprowadza i według mnie te dwa kosmetyki uzupełniają się idealnie. Dodatkowo, krem jest bardzo wydajny - mam wrażenie, że używam go już dobre trzy miesiące, a dopiero teraz zaczynam widzieć denko. Jeśli jesteście fankami nawilżającej bogatej formuły balsamu do ust Reve de Miel, a do tego szukacie konkretnego kremu na zimę, ten może być czymś dla Was.
Thierry Mugler Alien to zapach od którego uzależniłam się od pierwszego psiknięcia. Alien to odurzająca moc gęstego, mrocznego jaśminu, podbita drewnem i ambrą. Niesamowicie trwały, magnetyczny, stosunkowo ciężki zapach. W moim przypadku, kwintesencja jesieni i w sumie nie wiem czy będę go tak kochać zimą, chyba jest na to zbyt zimny i wilgotny. Za to teraz, idealny. Opisywałam go bliżej we wpisie z TOP 5 zapachami na jesień, więc nie będę się rozwodzić po raz kolejny - tym bardziej, ze chętnie poświęciła bym mu osobny wpis.
First Aid Beauty Radiance Pads to delikatne płatki złuszczająco-rozświetlające, które świetnie zastępują mi poranny tonik. Doskonale odświeżają i lekko nawilżają i choć wspomniane działanie złuszczające nie jest w moim przypadku specjalnie widoczne, bardzo je polubiłam. Mają świetny skład, którego nie będę tu w całości przytaczać (zainteresowanych odsyłam do wpisu na ich temat), dodam tylko, że mam zwyczaju rzucać się na wszystko co zawiera wyciąg z aloesu lub ogórka, a tu oba wspomniane składniku występują w ilościach przeważających. Po prostu nie mogłam nie polubić.
MAC, Warm Soul - przepiękny mineralny róż do policzków, który noszę obsesyjnie od ponad miesiąca. Jego nakładanie jest stałym punktem w codziennym makijażu i choć czasem zdarzy mi się połączyć go z innym różem, to jednak nie wyobrażam sobie wykończenia twarzy bez "ubrania" Warm Soul. Kolor to mieszanka brązu i brzoskwini z dodatkiem subtelnych złotych dorbinek. MAC natomiast określa go jako średni beż. To taki odcień z którym ciężko przesadzić i niemal zawsze będzie zdobił buzię - niezależnie od tego z jakim makijażem go połączymy. Dodam tylko, że Warm Soul charakteryzuje się bajecznie łatwą i przyjemną aplikacją. A jeśli ciekawi Was jak wygląda na policzkach, zapraszam do wpisu.
Znalazłyście coś ciekawego wśród moich ulubieńców? Może same chciałybyście mi Coś polecić?
pozdrawiam
Kinga
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Jeśli post Cię zainteresował, będzie mi bardzo miło jeśli napiszesz kilka słów od siebie.
pozdrawiam :)