Dior Hypnotic Poison EDP - nowa odsłona HP wciąż nosi znamiona waniliowo-migdałowego oryginału, ale jest słodsza, cieplejsza i bardziej przystępna niż klasyk. Zniknął kminek, a zamiast tego zapach osłodzony został lukrecją, która dominuje przez pierwsze kilkanaście minut. Po nim do głosu dochodzą znane nuty pysznej wanilii i migdału tworząc charakterystyczną, mleczną bazę. Ci którzy znają stare, dobre HP być może będą kręcić nosem, ale ja, szczerze mówiąc, zdecydowanie wolę takie Hypnotic Poison w wersji EDP niż, pozbawioną głębi, wykastrowaną reformulacją wersję EDT, którą obecnie oferuje nam Dior.
Prada Candy- coś dla wielbicielek słodkości. Prada Candy, owszem, jest karmelkowa, przytulna i cieplutka, ale podbita benzoesem i piżmem, które dodają temu cukierkowi elegancji i powagi. To nie jest ulepny karmel, a ciągnące się, słodkie, gęste toffi z dodatkiem żywicy. I pachnie na prawdę pięknie. Kompozycja prosta, ale bardzo udana, w sam raz dla tych z Was, które zdążyły wyrosnąć z cukierkowych zapachów, a po części wciąż za nimi tęsknią.
Dior Addict (2014) - tym razem odkładam na bok rozterki dotyczące majstrowania przy składach i oceniam nowego Addicta zupełnie obiektywnie. To wciąż piękny zapach, choć lżejszy, świeższy i uboższy od oryginału - brakuje w nim drzewa sandałowego, i bobu tonka, została właściwie tylko wanilia, jaśmin i kwiat pomarańczy, ale te składniki w dalszym ciągu pięknie układają się na skórze. Otwarcie jest kwiatowe i lekko zielone, wanilia równoważy zapach dopiero po jakimś czasie, spajając pozostałe nuty w piękną, zmysłową całość. Tak, oryginał był lepszy, bardziej wyrazisty i zapadający w pamięć, ale nowy Addict jest po prostu pięknym, dobrze skrojonym zapachem i chętnie widziałabym go w swojej kolekcji.
Oriflame Amber Elixir - Amber Elixir zainteresowałam się szukając ciekawych ambrowców i muszę przyznać, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jest ciepły, przytulny, ambrowo-migdałowy, raczej subtelny i bliskoskórny, ale szalenie przyjemny. Idealny na zimowe chandry i wieczory pod kocykiem. Wielbicielkom migdałowego Hypnotic Poison powinien przypaść do gustu.
Guerlain Shalimar Ode a la Vanille Sur la Route du Mexique - klasyczny Shalimar to zapach przepiękny, choć czasami potrafi przytłoczyć i przyprawić o ból głowy. Ta odsłona została natomiast skrojona idealnie dla mnie. Otwiera ją cudna, tytułowa wanilia - przysięgłabym, że w towarzystwie cytrusów, ale tych nie ma w spisie nut. Jest za to karmel i czekolada, ledwie zaznaczone, ale wystarczająco by tę słodkość wanilii podkreślić, nie przesładzając jej. Wszystko to przydymione zostało odrobiną kadzidła. Ode a la Vanille jest więc nieco, słodszy, łagodniejszy od oryginału, ale to wciąż Shalimar - tyle że w nieco unowocześnionej odsłonie.
Thierry Mugler Angel - pamiętam jak dawno temu nie rozumiałam fenomenu Angela. Nie znosiłam go wręcz, był dla mnie dziwny, ordynarny jakiś, odpychający tą swoją zimną słodkością. Ileż się zmieniło od tego czasu, z każdym kolejnym podejściem Angel coraz bardziej mnie intrygował, ostatnio zużyłam nawet kilka próbek. I pachnie wyśmienicie. Czegóż tam nie ma - paczula, miód, karmel, kakao, pierniczki, wanilia i mnóstwo innych słodkości w dziwnej chłodno-miętowej otoczce. Wszystkie nuty poskładane zostały tak, że całość właściwie bardzo trudno jest zdefiniować. Angel jest słodki i zimny, czasami wychodzi z niego instny zombiak, innym razem pachnie po prostu jak święta. Jest wyjątkowy, piękny, trochę wyniosły, ale ja tam mu wybaczam.
Serge Lutens Ambre Sultan - Ambre Sultan to bogactwo orientu w pełnej odsłonie. Trzeba mieć odwagę by się z nim zmierzyć, trzeba też lubić ambrę. Mnie ona pociąga niesamowicie, a tu jest naprawdę wyjątkowa. Słodko-słona i mocno doprawiona liściem laurowym, oregano i kolendrą. Początkowo zapach jest bardzo ostry, wręcz wwierca się w nozdrza mnogością składników i mieszaniną doznań. Już prawie dostaję zawrotów głowy, gdy, po jakiejś godzinie lekko się wygładza i wysładza, do głosu dochodzi mirra, ambra, wanilia, jednak w dalszym ciągu nie są perfumy łatwe i potulne. Sama nie wiem jak wyglądałaby moja codzienność z Ambre Sultan i czy używanie go nie byłoby ponad moje siły. Początek jest nieco krzykliwy, ale teraz, po paru godzinach od aplikacji pachnie wprost wybornie.
Ja już zdecydowałam czym w tym roku obdaruje mnie Mikołaj, ale z tym podzielę się z Wami we właściwym czasie. A Wy? Jaki zapach/zapachy chciałybyście zobaczyć pod choinką?
pozdrawiam
Kinga
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Jeśli post Cię zainteresował, będzie mi bardzo miło jeśli napiszesz kilka słów od siebie.
pozdrawiam :)