30.12.15

L de Lolita, Lolita Lempicka


Póki dom wciąż pachnie świętami, pomarańczami i piernikiem (u Was też?), poopowiadam Wam troszeczkę o zapachu, który jak żaden inny potrafi roztoczyć w okół siebie ciepłą, apetyczną, domową aurę. Do L de Lolita podchodzę szczególnie sentymentalnie i traktuję trochę jak mój mały skarb. Dawkuję ją oszczędnie, bo to zapach prawie już niedostępny, a we mnie potrafi wywołać całe grono emocji i najpiękniejszych wspomnień - smaków i zapachów dzieciństwa, babcinej kuchni, świeżo pieczonych, drożdżowych bułeczek, zaparowanych szyb, śniegu za oknem, głośnego domu pełnego dzieci.


Nuta głowy: gorzka pomarańcza, bergamotka
Nuta serca: kocanka, cynamon, piżmo
Nuta bazy: fasolka tonka, wanilia, drzewo sandałowe

O L pisałam na blogu już kilkukrotnie, zawsze z uwielbieniem i zawsze z dozą żalu, że tak wyjątkowy zapach zniknął z perfumeryjnych półek. Zdążyłam na szczęście zaopatrzyć się w dwie wersje - starszą z roku 2006 (to ta z bursztynowym płynem) i nowszą z roku 2013. Prócz drobnych różnic we flakonach niewielkiej zmianie uległ sam zapach. Wersja oryginalna jest cudownie słodko-słona, cynamonowo-waniliowa z dodatkiem gorzkiej pomarańczy, zupełnie jak wspomniana świeżo wypieczona bułeczka drożdżowa. W nowszej, mocniej pobrzmiewają pomarańcze, tym razem słodkie, lekko soczyste, by dopiero później wyłonić cudny, apetyczny środek - prawdziwą L. Szkoda że mieszanka wanilii z cynamonem jest tu mniej wyrazista i mam wrażenie, że nie utrzymuje się na skórze tak długo. Gdzieś między jedną wersją, a drugą, proporcje poszczególnych składników ktoś poprzestawiał tak, aby L uczynić bardziej cukierkową i przystępną. Nie zrozumcie mnie, źle wciąż jest moc, wciąż jest ta cudowna słoność i ciepło babcinej kuchni, ale taka nie na sto procent, nie jak to było w pierwotnym wydaniu.


L de Lolita reklamowana była jako drogocenny skarb z dna morza, zapach syreny wyłaniającej się z fal, a ja w niej tej morskości zupełnie dostrzec nie potrafię - no chyba, że we flakonie, który, swoją drogą, jest przepiękny. Dla mnie to zapach, który od początku do końca jest jadalny, ciepły, mięciutki i wygrywa na skórze cudne melodie. Idealnie przełamuje słodycz słonością, zlewa z nosicielem, czaruje cynamonem, który jest tu apetyczny jak nigdzie indziej. Gdy noszę L de Lolita po prostu nie mogę przestać wąchać sama siebie, taki ten zapach przyjemny, kojący, poprawiający humor, a przy tym w ogóle nie nowoczesny i nie wyzywający. Przypomina mi o beztroskich czasach, przywołuje, dobre wspomnienia, umila zimowe wieczory i, gdziekolwiek bym nie była, zabiera mnie do domu. Warto poznać, więc polecam wszystkim - w szczególności wielbicielom zapachów "jadalnych" i tym, którzy szukają czegoś innego od mainstremowych nowości.

Ciekawa jestem, czy macie takie zapachy, które Wam kojarzą się z dzieciństwem? Jeśli tak, koniecznie się podzielcie.

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Jeśli post Cię zainteresował, będzie mi bardzo miło jeśli napiszesz kilka słów od siebie.

pozdrawiam :)

© ROSE AND VANILLA . All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig