20.4.17

Ulubieńcy marca i kwietnia /2017


Do końca kwietnia co prawda jeszcze kawałek, ale cóż poradzę, że ulubieńcy są w gotowości i tylko czekają by o nich opowiedzieć. W marcu powróciłam do jednego włosowego pewniaka i dałam szansę kilku kosmetykom, które do tej pory jakoś mi umykały. Wszystko w obrębie sprawdzonych i zaufanych marek, więc generalnie mam dla Was same fajne rzeczy. Zapraszam do dalszej części wpisu!


Zacznijmy od góryOdżywczy mus do ciała Len i Konopie od Ministerstwa Dobrego Mydła, jest równie świetny co wersja szafranowa, i na prawdę nie potrafię powiedzieć, która odpowiada mi bardziej. MDM przyzwyczaiło nas już do tego, że bardzo dba o swoje składy - mamy tu więc kolejną perełkę po brzegi wypakowaną naturalnymi, odżywczymi olejkami, masłami i wyciągami. Mus działa nawilżająco, ma właściwości antyoksydacyjne, regeneracyjne i jest odpowiedni dla skóry atopowej. W składzie mamy głównie masło shea i masło kakaowe, wzbogacone olejkami (z pestek malin, brzoskwini,  lniany itd.). Bardzo dobrze nawilża i natłuszcza skórę, łatwo się rozprowadza, a za sprawą olejków eterycznych, roztacza przyjemny, kojący zapach.

Oddychający podkład f.f faboulous face od fridge by yDe to największe odkrycie tego miesiąca. Co prawda nasza znajomość zaczęła się od zepsutej pompki, ale zwalam to na zwyczajnego pecha (chyba, że komuś jeszcze przytrafiło się coś podobnego?) Sam podkład jest leciutki, idealnie dopasowuje się do odcienia cery, pięknie wygładza, rozświetla i wyrównuje koloryt. Dzięki połączeniu dobroczynnych glinek i olejków, f.f wspaniale działa na skórę pielęgnując i upiększając ją z każdym dniem. Do tego pachnie wprost cudownie - mieszanką marcepanu i migdałów! Dla zwolenniczek naturalnej pielęgnacji i lekkiego krycia, to pozycja obowiązkowa.


Reszta ulubieńców należy do Phenome. Przy okazji uzupełniania zapasów zgarnęłam w końcu Calming Blemish Cleanser - aksamitny żel do mycia twarzy z ekstraktem z jabłka, wyciągiem z miłorzębu japońskiego, aceroli i kwasem hialuronowym. I muszę napisać, że w kwestii oczyszczania twarzy Phenome znowu nie zawodzi. Żel spisuje się wzorowo i dołącza do świętej trójcy, tuż obok moich ulubionych pianek. Niby nie wymagam wiele - oczyszczanie ma być delikatne i skutecznie, ma nie przesuszać cery, nie podrażniać oczu. W praktyce niewielu kosmetykom udaje się temu sprostać, a CBC do tej niewielkiej grupy się zalicza. Doskonale radzi sobie z codziennym demakijażem, nie pozbywając cery bariery ochronnej, zapewniając lekką dawkę nawilżenia i stopniowo poprawiając jej kondycję. Dodatkowo wyśmienicie pachnie świeżymi jabłkami!
PS: wygląda na to, że ostatnio mam wyjątkowego pecha do opakowań, bo mój egzemplarz okazał się trochę kłopotliwy z racji nieszczelnego dozownika. Pompka troszkę brudzi, ale tragedii nie ma, a żel absolutnie jeszcze do mnie wróci.

Szampon Phenome Rebalance pojawił się w ulubieńcach jakiś czas temu, ale pomyślałam, że wraz z kolejnym opakowaniem warto o nim przypomnieć. Rebalance ma za zadanie przywrócić równowagę skóry głowy i opracowany został na bazie bezpiecznych czynników myjących, organicznych ekstraktów i wód roślinnych. Spisuje się absolutnie świetnie, a jako produkt naturalny jest nadzwyczaj wydajny i łatwy w użyciu - świetnie się pieni, bardzo dobrze oczyszcza i sprawia, że włosy są gładkie, sprężyste i rewelacyjnie pachną miętą. Kolejny produkt Phenome, do którego wracam i wracać będę, bardzo, bardzo polecam!

Na koniec Phenome Anti-Redness Soothing Base - baza dedykowana skórze wrażliwej i naczyniowej. Jej postawę stanowi woda różana i hydrolat z aloesu zwyczajnego - dwa składniki które moja skóra bardzo lubi, ale naturalnych ekstraktów, maseł i olejków jest tam znacznie więcej (do pełnych składów odsyłam do sklepu Phenome - warto zajrzeć, serum obecnie jest na promocji). Według mnie to po prostu lekki krem na dzień, bo formuła ani nie jest ani żelowa, ani wodna, a kremowa właśnie. Świetnie spisuje się w roli ochronno-nawilżającej, dobrze się wchłania, jest wprost idealna do stosowania pod podkład. Formą i działaniem bardzo przypomina mi krem Phenome Ideal Skin Protector i czasami mam wrażenie, że jest po prostu jego lżejszą wersją. Do tego ma piękny subtelny zapach, charakterystyczny dla całej różanej serii Phenome.


Dajcie znać czy coś Wam się spodobało, których ulubieńców znacie, bądź chcecie poznać!


PS: Jeszcze przez parę dni w sklepach stacjonarnych Douglas i na douglas.pl Phenome i inne kosmetyki naturalne, kupicie 20% taniej, warto się zastanowić!

pozdrawiam 
Kinga
SHARE:

4.4.17

Laboratorium Femi


Znacie to uczucie, gdy ni stąd ni zowąd w Wasze ręce trafia nowa kosmetyczna perełka? Za każdym razem trudno powstrzymać się od spontanicznych ochów i achów, prawda? Doświadczenie nauczyło mnie jednak, że początkowy entuzjazm bywa zwodniczy i z czasem okazuje się, że ten hit wcale nie sprawdza się tak dobrze jak myśleliśmy. O Laboratorium Femi właściwie od pierwszego użycia mogłabym pisać w samych superlatywach, ale postanowiłam dać sobie trochę czasu. I teraz, po trzech miesiącach ciągłego używania, mogę z pełną odpowiedzialnością napisać, że zdania nie zmieniłam - te kosmetyki są świetne, a ja znalazłam coś co idealnie odpowiada potrzebom mojej skóry. Czas najwyższy więc, by opowiedzieć o Femi nieco więcej.

Laboratorium Femi to polska marka kosmetyków ekologicznych, która na rynku istnieje już od 25 lat. Założycielką, i jednocześnie autorką receptur produktów laboratorium Femi, jest Hanna Łopuchow - magister farmacji, technolog ekologicznych receptur, specjalistka od aromaterapii, fitoterapii i botaniki (a prywatnie mama, miłośniczka naturalnego życia i kuchni wegetariańskiej). Femi to jej własne dzieło, które od 25 lat rozwija jako rodzinny biznes - obecnie w jej prowadzeniu pomagają jej syn i córka. Osobiście, niezwykle sobie cenię marki kierowane sercem i pasją, a tu zaangażowanie, profesjonalizm i ogromną wiarę w to co się robi, czuć na każdym etapie pracy nad kosmetykiem. Cała produkcja odbywa się we własnym laboratorium, gdzie opracowywane są zarówno receptury, jak i finalny produkt. Pani Hanna bardzo dba o jakość surowców, od lat współpracując z zaufanymi dostawcami z całego świata. Wszystkie kosmetyki są odpowiednie dla wegetarian i wegan, a każdy z nich zawiera co najmniej dwadzieścia aktywnych, odżywczych dla skóry składników.


Femi kładzie duży nacisk na połączenie naturalnej pielęgnacji z działaniem naturalnych olejków eterycznych. Jeśli przejrzymy składy (w tym celu zajrzyjcie na stronę) znajdziemy w nich mnóstwo składników aktywnych i ekstraktów roślinnych najwyższej jakości. Przykładowo, zamiast zwykłej wody Femi w swoich produktach stosuje jedynie wodę różaną z ekologicznych upraw, która dodatkowo posiada potwierdzony dokumentem status jadalności. Kosmetyki nie zawierają sztucznych konserwantów, wypełniaczy i nieaktywnych, zbędnych surowców. W zamian dostajemy pieczołowicie skomponowane, bezpieczne i skuteczne produkty, będące istną bombą witaminową dla skóry. Dodam jeszcze, że z wieloma ze składników spotkałam się po raz pierwszy, a z tematem naturalnej pielęgnacji jestem zaznajomiona dość dobrze. Przyznajcie sami, że ekstrakt z pączków kaparów, czy olejek z kadzidłowca brzmi niecodziennie. Takich ciekawych olejków i ekstraktów jest tu na prawdę sporo, a wiele z nich poza działaniem pielęgnacyjnym pełni dodatkowo funkcję aromaterapeutyczną.

Zapachy kosmetyków to właściwie temat na oddzielny wpis. Od delikatnych różanych nut, po iście orientalny przepych, łączący aromaty kadzidłowca, mirry, ylang-ylang, czy lukrecji. Wszystko wyprodukowane z wysokiej jakości naturalnych olejków, mających za zadanie działać zarówno na ciało jak i zmysły. Zaznaczam, że niektóre z tych zapachów są dość intensywne, ale gwarantuję, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Sama z reguły jestem bardzo wrażliwa na aromaty kremów i olejków do twarzy, ale w tym przypadku nawet te intensywniejsze bardzo mi odpowiadały.


No dobrze, najwyższy czas przejść do konkretów. Co mnie zachwyciło, i czemu właściwie zawdzięczacie ten wpis?

W pierwszej kolejności w moje ręce wpadł ujędrniający olejek Flori. I choć z taką formą pielęgnacji ciała nie miałam dotychczas wiele do czynienia, muszę przyznać, że sprawdziła się świetnie. Olejek ma za zadanie wspomóc redukcję cellulitu, zniwelować rozstępy oraz nawilżyć i ujędrnić skórę. W jego składzie znajdziemy olejek jojoba, witamię E, skwalan, czy wspomniany wyciąg z pączków kaparów. Oprócz tego Flori wypakowany jest olejkami eterycznymi (z kadzidłowca, mirry, palmarozy, geranium, ylang-ylang), które poza działaniem aromaterapeutycznym, pozwalają ujędrnić i zrewitalizować skórę. Flori pachnie iście orientalnie i ja tę egzotyczną mieszankę bardzo polubiłam. Co do działania - wmasowywałam olejek w skórę bezpośrednio po kąpieli i bardzo szybko doświadczyłam uczucia dogłębnego nawilżenia, wygładzenia i uelastycznienia. Jest moc, zdecydowanie!

Lipidowe serum Passiflora to jak dotąd mój faworyt. Uwielbiam serwować swojej cerze porządne olejkowe mieszanki, a Passiflora pod tym względem na prawdę ma się czym pochwalić. W składzie znajdziemy między innymi olejek eteryczny z róży damasceńskiej, rumianku marokańskiego i cyprysa, przez co  kosmetyk świetnie będzie się sprawdzał przy delikatnej i wrażliwej cerze naczyniowej. A jak działa u mnie? Już kilka kropli serum sprawia, że skóra staje się odżywiona, nawilżona, bardziej elastyczna i promienna. Olejek można stosować z duecie z kremem, ale rzadko używam go w ten sposób. To kluczowy element mojej wieczornej pielęgnacji i, poza hydrolatem/tonikiem nie używam już żadnego kremu - serum świetnie radzi sobie w pojedynkę, a cera wygląda lepiej niż kiedykolwiek. Jest ukojona, wygładzona i wygląda na prawdę zdrowo.

Krem odmładzający Citisime - to własnie od niego zaczynam dzień. Jest niesamowicie odżywczy, świetnie nawilża, przy czym pozostaje bardzo delikatny dla cery. Regeneruje, wzmacnia i działa zwężająco na naczynka. Nie zapycha, szybko się wchłania i wspaniale dba o cerę. Skład to prawdziwe bogactwo aktywnych składników, w tym antyoksydantów, które działają ochronnie na naszą skórę. Krem zawiera ekstrakty z alg, czarnej beżyny, liści drzewa oliwnego, korzenia lukrecji, koenzym Q10, kwas hialuronowy, masło shea, olej arganowu, z passiflory kokosowy (tłoczony ze świeżych orzechów kokosa) i kilka innych. Podstawą jest tu organiczna woda różana, a dodatkowo wzbogacona jest olejkami eterycznymi - z róży damasceńskiej, geraniowym i ylangowym. W praktyce otrzymujemy krem o idealnie wyważonej formule - świetny na dzień, bardzo dobry również na noc, choć w tym drugim przypadku niektóre z Was być może będą chciały wspomóc się serum lub olejkiem.


Jestem absolutnie zachwycona jakością Femi, w szczególności kosmetykami do twarzy (poza wspomnianymi próbowałam jeszcze kilku miniaturek i widzę tam spory potencjał). W ostatnich ulubieńcach wspominałam, że zarówno serum jak i krem bardzo pomogły mi pozbyć się problemów skórnych, więc jeśli borykacie się z takowymi, tym bardziej warto zwrócić na nie uwagę. Owszem, ceny są wysokie, ale wydajność jest tu przeogromna. No i płacimy za świetny jakościowo produkt, który realnie wpływa na stan naszej cery.

Dajcie znać, czy coś Was zainteresowało, a jeśli znacie Laboratorium Femi, koniecznie podzielcie się wrażeniami.

pozdrawiam
Kinga
SHARE:
© ROSE AND VANILLA . All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig