29.5.16

Nowości pielęgnacyjne



Uwielbiam kupować kosmetyki pielęgnacyjne i mimo że wprost kocham poznawać nowe, ciekawe marki, ostatnio coraz częściej zdarza mi się wracać do tych tych samych produktów - po prostu nie potrafię się z nimi rozstać. Nie wyobrażam sobie dnia bez olejków i hydrolatów Misterstwa Dobrego Mydła, mydeł Yope, a paznokci nie pomaluję bez starego, dobrego Seche Vite. To świetne produkty i chyba najlepszą ode mnie dla nich rekomendacją jest fakt, że gdy tylko się kończą, pędzę uzupełnić zapasy. Dlatego też dzisiaj, wśród kompletnych nowinek, znalazły się kosmetyki do których wracam regularnie od paru miesięcy - po prostu zasługują na to by wspomnieć o nich raz jeszcze. 


Zacznijmy od kompletnej świeżynki. Marka Nourish ma w swojej ofercie 'zestawy startowe', które dobieramy wedle rodzaju cery. Ja zdecydowałam się na wersję dla skóry suchej i mam tu praktycznie pełną opcję pielęgnacyjną w nieco mniejszej skali. Jest krem nawilżający, regenerujące serum peptydowe, tonizująca mgiełka chłodząca i emulsja oczyszczająca. Seria oparta jest na witaminie C, olejkach z mandarynek i sycylijskich pomarańczy, a sama marka należy do producentów kosmetyków naturalnych, organicznych i wegańskich.

Mizon Snail Repair Eye Cream to kosmetyk o którym naczytałam się na prawdę sporo dobrego, nie zostało więc nic innego, jak wypróbować go na własnej skórze. Krem pod oczy ze śluzem ślimaka (z tego co sprawdziłam śluz pozyskuje się bez szkody dla zwierząt) ma nawilżyć, uelastycznić, rozjaśnić skórę pod oczami oraz spłycić drobne zmarszczki. Kosmetyk zawiera 80% filtratu wydzieliny ślimaka, którego główny składnik - mucyna - ma wygładzić i regenerować skórę pod oczami. Przyznam, że jestem bardzo ciekawa. Używałyście tego lub innych "ślimakowych" kosmetyków? Jeśli tak koniecznie dajcie znać.

Seche Vite to po prostu najlepszy, najszybszy, najskuteczniejszy i najwygodniejszy utwardzacz do lakieru z jakim miałam styczność i właściwie już dawno przestałam szukać dalej.


Jeśli chodzi o Ministerstwo Dobrego Mydła, regularnie uzupełniam zapasy ich olejków - z nasion malin i śliwkowy uważam za niezastąpione i pisałam o nich wielokrotnie - na przykład tu i tu. Ostatnio bardzo polubiłam też hydrolat różany, więc przy ostatnich zakupach zdecydowałam się na wersję rumiankową. Pierwsza aplikacja była dla mnie małym wstrząsem, bo zapach jest bardzo, bardzo naturalny i wcale nie przypomina znajomego aromatu herbatki rumiankowej. Nie będę owijać w bawełnę - to po prostu niezły śmierdziuch i choć właściwości pielęgnacyjnych mu nie odmówię, chyba wrócę do wersji różanej lub lawendowej.

O mydłach Yope pisałam w lutym i powtórzę raz jeszcze, bardzo polecam wersję cynamonowo-waniliową i figę. Jest koniec maja, a opakowania dopiero sięgają dna (używaliśmy ich codziennie z całą rodzinką)! Tym razem zdecydowałam się na Werbenę, która pewnie wystarczy mi do końca lata. I dobrze, bo pachnie zielono, orzeźwiająco i po prostu cudownie.

Ostatnim kosmetykiem jest olej marula marki Your Natural Side. Kupiłam głównie z myślą o włosach (podobno nałożony na suche końcówki czyni cuda), ale nie omieszkam wypróbować innych właściwości pielęgnacyjnych. Olejek ma działać nawilżająco, ujędrniająco, przeciwstarzeniowo na skórę twarzy i okolicę oczu. Posiada właściwości regenerujące i gojące, jest więc odpowiedni dla cer trądzikowych, lub zmagających się z bliznami i przebarwieniami. Dodatkowo ma pomagać w walce z cellulitem i działać przeciw rozstępom. Sporo obietnic jak na tak małą buteleczkę. Na razie mogę jedynie napisać, że zapowiada się obiecująco i mam wrażenie, że faktycznie czuję różnicę w kondycji włosów.

A co nowego pojawiło się w Waszych kosmetyczkach ostatnio? Koniecznie dajcie znać jeśli znacie i lubicie (bądź nie lubicie) któreś z tych kosmetyków.

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

19.5.16

Bikor Ziemia Egipska


O Ziemi Egipskiej Bikoru słyszała pewnie niejedna z Was, w końcu ten kultowy kosmetyk od wielu lat cieszy się nieprzerwaną popularnością. Mimo rosnącej konkurencji na rynku kosmetycznym, Ziemia Bikoru ciąż trzyma się świetnie - wraz z biegiem czasu jej formuła udoskonalano, zmieniał się skład, a niedawno lekką korektę przeszedł nawet kolor. Tę ostatnią zmianę przyjęłam ze sporym entuzjazmem i to właśnie ona sprawiła, że zapragnęłam wypróbować Ziemię na własnej skórze. Nowa odsłona jest nieco chłodniejsza, mniej ceglasta i rzeczywiście potrafi wyczarować na skórze piękną, słoneczną opaleniznę.


Ziemia Egipska jest uniwersalnym kosmetykiem bronzującym, który z założenia ma dopasować się do każdego typu cery. Nie jestem w stanie zapewnić, czy będzie pasował absolutnie wszystkim, ale śmiem przypuszczać, że nawet właścicielki najjaśniejszych karnacji mogłyby być z niej zadowolone. Wyjątkowość Ziemi tkwi w jej formule. Tak właściwie jest to krem w kamieniu, dodatkowo wzbogacony składnikami nawilżającymi i pielęgnującymi. Mam tu witaminy A i E, olej z orzechów arachidowych, olej jojoba, masło karite, czy kwas hialuronowy.

Kosmetyk jest niezwykle wydajny, a jego formuła nie powinna sprawić problemów nawet niedoświadczonemu użytkownikowi - ciężko zrobić sobie nim plamy, nie osypuje się, a pędzel (najlepiej miękki i szeroki typowy dla pudru), nabiera niewielką ilość produktu. Za jego pomocą kolejne warstwy nakłada się bardzo łatwo, subtelnie pogłębiając kolor. Pierwszą z powodzeniem można nałożyć na całą twarz (ba, na całe ciało nawet), na puder lub zamiast niego. Tak zastosowana, upiększa cerę, poprawia jej koloryt, rozświetla. W moim przypadku, kolejne na ogól lądują na kościach policzkowych i skroniach. W taki sposób, po trzech/czterech warstwach uzyskuję efekt ładnej, naturalnej opalenizny. Ostatnio Ziemia służy mi nawet jako cień do powiek, jeśli dotąd nie używałyście jej w ten sposób, możecie być zaskoczone, jak fajnie się w tej roli spisuje.



Ziemia Bikoru pięknie imituje odcień naturalnej opalenizny, o ile pamiętamy, że nie jest to kosmetyk do konturowania, a bronzer. Dla mnie jest to absolutny niezbędnik na sezon wiosenno-letni i przypuszczalnie najlepszy kosmetyk bronzujący jakiego dotychczas używałam. Polecam gorąco i bardzo jestem ciekawa Waszych doświadczeń. Używałyście Ziemi Egipskiej? Miałyście okazję poznać ją z bliska?

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

5.5.16

Ulubieńcy kwietnia


Witajcie w maju! Wiosna (prawie) w pełni, wakacje tuż tuż, rowery odkurzone, pierwszy grill zaliczony. Nawet majówka, mimo że spędzona w kurtkach pod zachmurzonym niebem, udała się świetnie. Tak więc, z naładowanymi akumulatorami i upragnionym słońcem za oknem (w końcu udało mi się zrobić zdjęcia), spieszę przedstawić kwietniowych ulubieńców.


1. Bikor Marocco Eyeshadows No 4 Marry Me - paletka, dzięki której na mojej powiece na nowo zagościła odrobina koloru. Wykonanie dowolnego makijażu (od lekkiego dziennego, po smoky) to w jej przypadku kwestia kilku minut i myślę, że właśnie to lubię w niej najbardziej. Cienie są świetnej jakości, doskonale się blendują i mają piękne kolory. Dodać do tego ładne, estetyczne opakowanie, przyjemny zapach oraz fakt, że Bikor to polska firma, i mamy komplet idealny. Chcecie obejrzeć ją z bliska? Zapraszam <tutaj>.

2. Dolce&Gabbana L'Imperatrice - mój kwiecień pachniał arbuzem, rabarbarem, kiwi, brzoskwinią i cyklamenem - w skrócie, pachniał L'Imperatrice. Nawet jeśli nie gustujecie w owocowych perfumach (ja przecież też nie), dajcie Cesarzowej szansę, a nuż oczaruje was swoją słodyczą, lekkością i soczystością. To na prawdę śliczny zapach, może i prosty, ale nie do pomylenia z żadnym innym. Więcej na jego temat pisałam <tu>


3. Phenome Non-Drying cleansing foam - bardzo delikatna, naturalna pianka do mycia twarzy. W jej składzie znajdziemy wodę różaną, ekstrakt z kasztanowca, ekstrakt z zielonych alg, ekstrakty różane, sok aloesowy i wiele innych dobroczynnych składników. Ma delikatny różany zapach, jest bardzo wydajna, dobrze oczyszcza, łagodzi podrażnienia, nie wysusza skóry, a oczyszczanie twarzy z jej użyciem to czysta przyjemność. Pianka szczególnie dobrze powinna sprawdzić u posiadaczek cery suchej, wrażliwej i naczyniowej, ale polecam ją absolutnie każdemu. Uwielbiam tego typu kosmetyki, zdecydowanie jeden z najlepszych preparatów do mycia twarzy z jakim miałam do czynienia.

4. Resibo tonik-mgiełka nawilżajaca - o pielęgnacji z Resibo pisałam ostatnio, ale o tym toniku zdążyłam zaledwie wspomnieć. Pewnie dlatego, że początkowo miałam mały kłopot z atomizerem, który zamiast mgiełki funduje nam prysznic. Całe szczęście właściwości pielęgnacyjne rekompensują dyskomfort podczas aplikacji. Kosmetyk świetnie nawilża, do tego koi i tonizuje, a dzięki zawartości wody różanej, uprzyjemnia czas pięknym, relaksującym zapachem. Świetnie współgra z kremami i olejkami i jest bardzo wydajny, wiec mimo tego nieszczęsnego atomizera (do którego koniec końców już przywykłam) zdecydowanie polecam.

5. Alpha H Liquid Gold tonik z kwasem glikolowym - kosmetyk ciekawostka, na który od dawna miałam chrapkę. Jego głównymi składnikami są kwas glikolowy i alkohol, co z pozoru może odstraszać, jednak obecność alkoholu jest tu jak najbardziej uzasadniona - po prostu wzmaga działanie kwasów. Sam tonik nakładamy na oczyszczoną skórę, na noc, nie stosując po nim żadnych kremów i innych smarowideł (ja nakładam jedynie krem pod oczy). O dziwo nie ma uczucia ściągnięcia czy przesuszenia, skóra twarzy sprawia wręcz wrażenie lekko nawilżonej, rano natomiast jest wygładzona, ujednolicona i promienna, a pory lekko zwężone. Brzmi dobrze prawda? Dodam tylko, że mimo posiadania cery naczyniowej kosmetyk w żadnym razie mnie nie podrażnił, a stosuję go różnie, według aktualnych potrzeb skóry, czasem raz w tygodniu, czasem raz na kilka dni.

Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie, a może już znacie te kosmetyki? Koniecznie dajcie znać :)

pozdrawiam
Kinga
SHARE:
© ROSE AND VANILLA . All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig