27.3.14

Moja zapachowa wishlista - perfumy na wiosnę

Za dzisiejszy post zabrałam się kilka dni temu i tak sukcesywnie powstawał wpis, który oryginalnie miał być wielką zapachową listą życzeń. Wkradało się tu sporo zapachów cięższych, zimowych, które na obecną porę roku niekoniecznie pasują. Co więcej, lista rozrastała się w zatrważającym tempie, więc, koniec końców, postanowiłam zacząć od początku i zrobić zestawienie zapachów w moim mniemaniu typowo wiosennych :)

Co z tego wyszło widać poniżej. Sporo tu róży, irysa, kwiatu pomarańczy, piżma i cytrusów (bergamotki, pomarańczy). raczej brakuje innych owoców, może poza rabarbarem, który chyba nie jest popularnym składnikiem w perfumach :) Oto i moje wiosenne typy.

Źródła zdjęć: 123456789

SHARE:

21.3.14

Nawilżająco-brązujący krem do twarzy Yves Rocher


Uprzedzałam, że niebawem będzie o słońcu w kremie i według mnie pora nastała odpowiednia. W pierwszych dniach wiosny chcemy czuć promyki słońca na twarzy i dziś jak najbardziej mamy ku temu sposobność. Jednak fajnie by było nie wyglądać przy okazji jak po półrocznym zimowaniu w piwnicy. Jak jest z tym u mnie? Mimo, że mam raczej ciepły kolor cery i łatwo się opalam, zimą moja twarz jest blada i ziemista. Zawsze jakoś z tym żyłam, w zamierzchłych czasach zdarzało mi się korzystać z solarium, ale to nie dla mnie. Od wszelkich bronzerów też raczej trzymałam się z daleka, z obawy, że będę straszyć plamami i pomarańczową opalenizną.

Nawilżająco-brązujący krem do twarzy Yves Rocher (Ensoleillant Sunshine) zamówiłam, bo gdzieś czytałam, że daje naturalny efekt i ciężko z nim przesadzić. I faktycznie, po używaniu przez jakiś czas myślę, że nadszedł czas, kiedy mogę napisać parę słów na jego temat.

Jak to działa? Krem nakładamy rano na czystą skórę twarzy (zamiast kremu na dzień). Przy pierwszym użyciu stosujemy go maksymalnie przez 4 kolejne dni, do uzyskania zadowalającego efektu. Po tym czasie stosujemy go raz na 3 dni dla utrzymania opalenizny. Po nałożeniu przez ok. 3 godziny należy unikać kontaktu z wodą, żeby krem miał szansę zadziałać równomiernie, po rozsmarowaniu oczywiście trzeba umyć ręce.

Producent podaje, ze kosmetyk zawiera olej z winogron i wyciąg z gardenii tahaitańskiej, która ma właściwości rozświetlające. Zgadza się, ale rzeczywisty skład jest długi i nie prezentuje się zachęcająco. Są zarówno silikony jak i parabeny, więc ktoś krzywi się na samą myśl, może sobie od razu tego typu produkty odpuścić. Wspominam o tej kwestii bo gdyby to był kosmetyk typowo pielęgnacyjny, z pewnością bym go nie kupiła, jednak po produkcie brązującym niczego lepszego się nie spodziewałam.


Używając zgodnie z zaleceniami, po 3 dniach zaobserwowałam u siebie delikatną opaleniznę, którą teraz tylko utrwalam stosując produkt raz na kilka dni, zamiast kremu na dzień. I tu dość istotna sprawa, krem dobrze nawilża i nie zapycha. Po rozsmarowaniu nie czułam, żadnego dyskomfortu, krem nie zostawił silikonowej warstwy i szybko się wchłonął. Spotkałam się z opiniami posiadaczek cery tłustej, które twierdziły, że twarz mocno się po nim świeciła, jednak u siebie (cera sucha) niczego takiego nie zaobserwowałam.

Sam produkt po wyciśnięciu jest biały, gdzieniegdzie plątają się rozświetlające drobinki, ale jest ich niewiele i na twarzy nie rzucały mi się w oczy. Zapach jest dość mocny, jak przystało na produkt samoopalający, jednak nie jest tak drażniący i nieprzyjemny, kryje się gdzieś pod kwiatowym aromatem. Przez chwilę faktycznie go czuć, ale po jakimś czasie, albo nos się przyzwyczaja, albo zapach się ulatnia.


Krótko podsumowując działanie, krem nadaje skórze ładny, bardzo subtelny, naturalny efekt, nie robi plam, z pewnością nie zrobi też z nikogo pomarańczowego skwarka. Afekt jest stopniowy i delikatny. Mnie pozwolił pozbyć się przeraźliwie bladej i ziemistej cery i zdecydowanie wolę taką opcję niż solarium. Dobrze się sprawdzi u osób, które wcześniej bały się nakładać tego typu produkty na twarz. Jeśli szukacie kremu brązującego, z delikatnym i naturalnym efektem, można dać mu szansę.

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

17.3.14

Zapach na wiosnę - Yves Rocher Naturelle EDT


Wiosna na chwilę nas opuściła, ale ja mam coś, co dzisiejszą dziwną aurę trochę odepchnie na bok. W tym miesiącu składając internetowe zamówienie w YR na minimum 109 zł, w ramach gratisu mamy do wyboru dwie wody toaletowe - Naturelle lub Un Matin au Jardin Bez. Ja zdecydowałam się na pierwszą z nich i choć zapach nie jest z gatunku tych, po które sama sięgam, myślę, że nie jednej osobie przypadnie do gustu. Naturelle jest świeża, zielona, idealna na sezon wiosenno-letni.

Nuta głowy: cytryna kalifornijska, bergamota włoska, zielone jabłko, aksamitka 
Nuta serca: absolut jaśminu, kwiat brzoskwini 
Nuta bazy: ambra, piżmo, cedr

Zarówno nuty głowy jak i serca są tu dość mocno zaznaczone i łatwo je wyodrębnić. Zaraz po rozpyleniu czuć przede wszystkim cytrusy - cytrynę i bergamotkę. Po chwili zapach delikatnie osładza się i dołącza do niego brzoskwinia na jaśminowym tle. Środkowe akordy mieszają się z zielonym jabłkiem, pozostawiając cytrusy lekko w tyle. Jest czysto, prosto i dziewczęco, co odzwierciedla zgrabna butelka. Gdybym miała zwizualizować zapach to byłby to obraz wiosennego poranka w skropionym rosą sadzie jabłkowym.


Jeśli wciąż macie trudności z wyobrażeniem sobie jak pachnie Naturelle, to powąchajcie w perfumerii Dolce&Gabbana Light Blue, albo Moschino I Love Love. Nie są identyczne, ale z pewnością są zapachami siostrzanymi, bo pachną według tego samego schematu. Najpierw świeżo i cytrusowo, po chwili wyłaniając delikatną słodycz kwiatów i owoców.

Trwałość jest standardowa, wodę czuć kilka godzin na ciele, a ponieważ dostajemy 75 ml, można psikać bez żalu. Kilka dni temu zaaplikowałam nieco na mój ulubiony koc i zapach jest wciąż wyraźnie wyczuwalny.


Naturelle jest wdzięczny, prosty i bardzo wiosenny, to zdecydowanie perfumy na dzień. Ze mną jednak nie zostaną, bo już obiecałam je siostrze. Sama wolę nieco inne zapachy, a jeśli już ma być świeżość, to taka, która jest przełamana czymś ostrzejszym (np ziołami), a nie owocami. 

Siostra jest młodsza i do niej ta dziewczęcość Naturelle bardziej pasuje :) Jeśli lubicie tego typu perfumy, ten powinien Wam przypaść do gustu. Dodatkowym plusem jest ładny zielono-niebieski flakon. 

Bardzo mnie ciekawi jakie są Wasze ulubione wiosenne zapachy, mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swoimi typami. A może macie jakichś ulubieńców z Yves Rocher?

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

10.3.14

Catrice Liquid Metal - 010 Look Me In The Ice


Swego czasu opublikowałam krótki post z moją kosmetyczną listą życzeń. Dzisiejszego bohatera co prawda tam nie było, ale znalazł się nieco podobny, śliczny Bobbi Brown Sparkle Eyeshadow, którego cena wydała mi się delikatnie mówiąc kosmiczna. Zdecydowałam się więc na kilkakrotnie tańszą alternatywę, którą podobno jest Catrice Liquid Metal (tę opcję proponowała na swoim blogu Katosu).

Padło na kolor 010 Look Me In The Ice, czyli mocno połyskującą, metaliczną perłę. Cień jest bardzo dobrze napigmentowany i napakowany pięknie odbijającymi światło drobinkami. W wersji skoncentrowanej świetnie nadaje się do rozświetlenia wewnętrznych kącików oka. 


Lekko rozsmarowany, tworzy na skórze połyskującą taflę. Aplikacja jest bardzo prosta, cień łatwo się rozciera, dzięki czemu możemy uzyskać taki efekt na jakim mamy ochotę - od mocnego prawie białego, po przeźroczysty efekt tafli wody.


Cień rewelacyjnie sprawdza się nałożony na gołą powiekę, oraz jako wykończenie makijażu - wystarczy musnąć opuszkiem sam środek lub całą powierzchnię powieki, aby drobinki przyczepiły się do skóry. Poniżej przedstawiam wersję z linerem i dosłownie odrobiną cienia.


Efekt? Delikatny połysk i delikatnie rozjaśnione spojrzenie. Nazwa Liquid Metal wzięła się tu nie bez powodu, moim zdaniem dokładnie oddaje wrażenie jakie uzyskujemy po aplikacji cienia na powiekę. Jeśli chodzi o trwałość, na innych cieniach trzyma się tak długo jak one. Nakładając na gołą powiekę, użyłam bazy, ale można również zastosować podkład lub korektor. Wtedy cień nie przemieści się w ciągu dnia. Przy nakładaniu trzeba uważać, bo lubi się lekko osypywać.



Wybaczcie moje brwi, obecnie jestem na etapie ich zapuszczania, czego marne rezultaty niestety widać powyżej.

Ja jestem z Catrice bardzo zadowolona, nie jest to co prawda Bobbi Brown, ale jako tańszy zamiennik (Bobbi Brown 132 zł, Catrice 12 zł) sprawdza się bardzo dobrze. Seria Liquid Metal ma w swojej ofercie sporo innych cieni, ale jakoś żadem mnie nie skusił. Zastanawiam się jeszcze nad złotem, wydaje mi się, że do lekkiego wakacyjnego makijażu będzie się świetnie nadawać. 

Nawiasem mówiąc, zauważyłam ostatnio u siebie tendencję do coraz większego minimalizmu w makijażu oczu - coraz rzadziej sięgam po palety i bawię się w cieniowanie. Pędzelki zastąpiłam palcami i korzystam głównie z Color Tattoo, ewentualnie, jeśli maluję kreskę, korzystam też z Catrice. Tym samym bardziej skupiam się na makijażu ust, choć mam wrażenie, że większość moich szminek jakoś źle wypada na tle bladej po zimie skóry. Nie mogę się doczekać wiosny i większej dawki słońca. W międzyczasie chyba skorzystam z pomocy słońca w tubce, a efektami podzielę się z wami niebawem :) 

A jak u Was wygląda obecnie codzienny makijaż? Stawiacie na lekkość, czy mocny, dopracowany wygląd?

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

7.3.14

Perfumy Tesori d'Oriente - przegląd zapachów


Zapachami Tesori d'Oriente zainteresowałam się przeglądając fora perfumowe, nazwa błysnęła mi też na kilku blogach i rossmanowskich półkach. Nie wiedziałam o nich zbyt wiele poza tym, że pochodzą z Włoch, są wręcz odstraszająco tanie, a do tego zamknięte w metalowo-plastikowych buteleczkach.

Przeszukując internet trafiłam na saluti.pl gdzie można zamówić 3 ml próbki owych zapachów. Oczęta mi zabłysnęły, bo próbki perfum to moja mała fiksacja. Zamawiam, zbieram i psikam na potęgę, głęboko wierząc, że dzięki temu udaje mi się trzymać moją perfumową obsesję na smyczy. W tym przypadku, nie chciałam od razu kupować 100 ml w ciemno (nawet jeśli kosztuje 20 zł), więc zdecydowałam się na próbki. Raz, dwa kliknęłam okrągłą dwudziestkę i przystąpiłam do testowania.

Poniżej przedstawiam małą ściągawkę, opartą na moim odbiorze zapachów. Mam nadzieję, że opis komuś pomoże, bo w internecie trudno znaleźć jakieś konkrety, nie mówiąc o liście nut zapachowych. Nie jestem ekspertem w dziedzinie rozbierania perfum na czynniki pierwsze, ale starałam się określić co czuję jak najprościej i w miarę obrazowo. Zaznaczam jednak, że Wy możecie te zapachy odbierać z goła inaczej.

1. Białe piżmo / Muschio Bianco - pachnie jak luksusowe mydełko, co mi akurat bardzo odpowiada. Jest subtelny, czysty i elegancki. Zapach białego piżma trzeba lubić, nie każdemu to "mydło" będzie ładnie pachnieć. Jeśli należysz do grona piżmowych entuzjastów, polecam.
EDIT: Ten zapach przez wiele osób odbierany jest jako duszący i "babciny" jeśli nie jesteście pewni czego się spodziewać po białym piżmie, radzę dwa razy zastanowić się przed zakupem :)

2. Mirra/ Mirrh - słodkawy, pudrowy, balsamiczny, kadzidlany ... brzmi ciężko, ale zapach wcale taki nie jest. Właściwie jest bardzo przyjemny i otulający. Mogłabym go używać zarówno zimą, jak i w ciepłe letnie noce. Im dłużej go wącham tym bardziej mi się podoba, bardzo trwały, jeden z moich ulubieńców.

3. Egipt / Aegyptus -  perfumy słodkie, miodowe i orientalne. Są ciepłe i zmysłowe, spodziewałam się po nich jednak czegoś cięższego, bardziej korzennego. Czasem wydaje mi się, że pobrzmiewają tam delikatne kadzidlane nuty, ale to tylko ulotne wrażenie. Przyjemnie się je nosi, to kolejne z moich ulubieńców.

4. Hammam - początek jest cytrusowy (cytryna, kwiat pomarańczy?) z lekkim ziołowym akcentem, po około pół godzinie cytrusy uspokajają się, robi się słodko, ciepło i bliskoskórnie. Przyjemny zapach na ciepłe miesiące.

5. Imbir / Zenzero - po prostu imbir, ostry i lekko cytrusowy. Mnie automatycznie kojarzy się z azjatycką kuchnią, choć w testach globalnych wypadł lepiej niż nadgarstkowych - bez nosa wciśniętego w skórę nie jest już taki spożywczy. Otacza przyjemną, lekko pikantną mgiełką, którą czułam na sobie długo po aplikacji.

6. Ambra Indiana - bursztynowy i świeży. Początek to typowy unisex, później robi się bardziej kobiecy. Wyczuwam w dziwną kwaskową, ziołową nutę, która nieodparcie kojarzy mi się z absyntem, pod koniec zapach robi się nieco pudrowy.

7. Jaśmin jawajski / Jasmin di Giava - nie da się ukryć, że zapach jest mocno inspirowany Angelem, to taka jego ugrzeczniona wersja, w której mocniej czuć jaśmin, a mniej tę angelową metaliczną nutę. Jednocześnie jest na tyle podobny, że nie sposób go z Angelem nie skojarzyć. Powiem nieśmiało, że całkiem mi się  ta kopia podoba.

8. Zielona herbata / The Verde - miłośnicy Green Tea Elisabeth Arden nie powinni być zawiedzeni, mimo, że sama nie jestem zwolenniczką zielonej herbaty uważam, że w wydaniu Tesori wypadła bardzo przyzwoicie.

9. Smoczy kwiat / Fiore del Dragone - ten zapach z kolei jest BARDZO podobny do Hypnotic Poison Diora - czuć wanilię i migdały, nie ma tak wyraźnej nuty kminku jak w HP. Jednak im dłużej siedzi na skórze tym bardziej upodabnia się do oryginału. Wąchając na nadgarstkach jestem zaskoczona jak bardzo są do siebie zbliżone. 

10. Kwiat lotosu/ Fior di Loto - zapach jest bardzo słodki, karmelkowo-śmietankowy równocześnie kwiatowy (lotos, jaśmin?) i lekko pudrowy. Wyczuwam też kokosową nutę (podobnie jak w Crystal Noir). Jest intensywny trwały i ogoniasty. Moim zdaniem bardzo oryginalny i ciekawy. Na wizażu ktoś porównywał go do cukierków Werthers Original. Nie sposób się nie zgodzić :)

11. Mak tybetański / Papavero - nutami białego piżma na początku przypomina mi Kenzo Flower, ale rozwija się bardziej kwiatowo i delikatnie, przynosząc na myśl lekko przypudrowaną lilię.

12. Lilia Indyjska / Frangipani - świeży, kremowy, słodki zapach białych kwiatów. Jest i lilia, ale zdaje się, że towarzyszy jej plumeria i gardenia. Zaraz po rozpyleniu w tle czuć delikatnie puder, który z czasem łagodnieje.

13. Chińska orchidea / Orchidea della Cina - słodkawy, kwiatowo-owocowy. Wyczuwam w nim jakby nutkę .. mango, kokosa może innych tropikalnych owoców. Przyjemny, wakacyjny zapach.

14. Marrakech Ibisco e Pepe Rosa - czyli hibiskus i różowy pieprz. Buteleczka ma fioletowy kolor, który moim zdaniem idealnie pasuje do tego zapachu. Orientalne kwiaty w słodko-pikantnym, lekko pudrowym wydaniu. 

15. Marrakech Patchouli e Ginger - dość intensywny, słodkawy zapach z wyczuwalną ostrą nutą imbiru i czymś co pachnie jak skórka pomarańczowa. Czasem przypomina mi Cacharel Liberte, ale jest pikantniejszy.

16. Marrakech Neroli e Cardamon - ziołowo-cytrusowy, ostry, nieco gryzący zapach - przypomina mi odrobinę perfumy Si Lolita ze względu na pieprzny akcent. Ciekawa propozycja na lato.

17. Marrakech Ambra e Zafferano - ambra i szafran, ciepły, korzenny, na prawdę ładny zapach, do tego na mojej skórze jest bardzo trwały.

18. Wanilia i Imbir/ Vaniglia e Zenzero - przyjemny, słodkawy, ale też bardzo delikatny zapach. Ciężko mi tu jednak wyodrębnić zarówno wanilię jak i imbir. Czuć delikatną słodycz, która mi bardziej kojarzy się z brązowym cukrem, imbir wyczuwam lekko dopiero w bazie.

19. Royal Oud - zapach lekko piżmowy, kojarzy mi się z herbatką owocową z dodatkiem goździków, albo z ... kandyzowanymi owocami. Czy tak pachnie słynny "oud"? Cóż znajdziemy tu jego namiastkę. Niewielką, acz łatwą do wychwycenia - po kilku podejściach zaczynam się do niej przekonywać.

20. Fiołek z Nepalu - mocno inspirowany Flora by Gucci Gorgeous Gardenia, jest tam i fiołek, ale obok niego mój nos rejestruje też gruszkę, gardenię i jagody.


Trwałość jest bardzo zróżnicowana, jeden zapach będzie mocno wyczuwalny przez otoczenie po kilku godzinach, inny zostanie blisko skóry i szybko zniknie. W przypadku tych mniej trwałych, płacąc ok 20 zł za 100 ml zapachu, który mi się podoba, nie widzę problemu w odświeżaniu go w ciągu dnia.

Ogólnie Tesori d'Oriente to pozytywne zaskoczenie - udane orientalne zapachy, które można dostać za grosze w marketach, choć w niczym nie przypominają dobrze znanych Bi-Esów. Znalazłam kilka perełek, które z chęcią zakupię i choć niektóre egzemplarze bardzo mocno ocierają się o plagiat, nie można im odmówić tego, że pachną całkiem nieźle. Myślę więc, że warto dać im szansę.

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

5.3.14

Nowości


Witam! Dziś mam dla Was mały zbiór nowości, które zgromadziłam przez ostatnie tygodnie. Część czeka na swoją kolej jeszcze od grudnia, inne są stosunkowo nowe. Zakupy makijażowe, w większości przemyślane, okazały się jak najbardziej trafione. Pielęgnacyjnie raz jeszcze okazuje się, że najbezpieczniej postawić na sprawdzone rzeczy, bo testowanie nowości nie zawsze jest dobre dla naszego ciała i portfela. No ale tak źle nie jest - na razie węszę jeden bubel. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, zapraszam :)

Nafta kosmetyczna - czytałam o niej ostatnio na blogu jaskółcze ziele i chyba pod jej wpływem zwróciłam na nią uwagę w aptece. Nafta jest tania (ok 5 zł) więc czemu nie spróbować. Liczę, że sprawdzi się w przypadku moich włosów i upiększy je trochę :) 

Kokosowy krem do rąk AA Sensitive Nature Spa  -  akurat trafiłam na przecenę całej serii. Zarówno AA Sensitive jak i AA Eco ma kilka bardzo dobrych produktów więc nie zastanawiałam się długo. Już teraz mogę powiedzieć, że zakup tego kremu to był strzał w 10. 

Arnikowe mleczko oczyszczające Sylveco - miałam ochotę na jakąś zmianę w kwestii demakijażu, a nowość od Sylveco wydała się idealnym wyborem. Ponieważ mam do ich produktów dostęp stacjonarnie, jak tylko zobaczyłam na sklepowej półce, od razu się skusiłam. Tego mleczka używamy podobnie jak żelu, czyli wmasowujemy w mokrą twarz aby rozpuścić makijaż po czym zmywamy wodą. Jak dotąd używałam go do demakijażu kilka razy i powiem szczerze, że mam dość skrajne odczucia. Sama jeszcze nie wiem czy się z nim lubię, czy nienawidzę. Przewiduję, że to będzie mój wielki bubel, ale z recenzją jeszcze się wstrzymam.


Maska nawadniająca Dermedic Hydrain 3 Hialuro - najnowszy zakup, po dobrych doświadczeniach z peelingiem enzymatycznym zdecydowałam się i na nią. Po pierwszym użyciu, miałam mieszane uczucia ze względu na konsystencję, jednak okazało się, że maska na prawdę działa i nawilża skórę na dłuższy czas.

Krem pod oczy Clinique all about eyes  - upolowałam na strawberry.net praktycznie za połowę ceny. Krem czeka na swoją kolej, aktualnie kończę nagietkowy z Sylveco, który spisuje się dobrze, jednak dla mnie jest nieco za lekki.

Bath & Body Works Sweet Pea - żel pod prysznic i balsam do ciała - a to akurat bardzo przyjemny prezent świąteczny. Oba produkty mają cudne opakowania i śliczny delikatny zapach słodkiego groszku 


Calvin Klein bezbarwny błyszczyk do ust i szminka w kolorze Cosmopolitan - dwa gratisy do zakupów w strawberry.net. Błyszczyk jest dość lepki, ale długo trzyma się ust i daje fajny efekt tafli. Szminka jest kremowa i dobrze napigmentowana. Kolor na szczęście trafiony - to taka klasyczna ciemna róża, dość zbliżona do mojego naturalnego odcienia ust. 

Szminka Rimmel Lasting Finish by Kate w odcieniu 16 - moja nowa miłość, jasny róż z dodatkiem pomarańczy, świetny kolor na sezon wiosenno-letni. Cudna :)

Korektor w kremie Catrice Camouflage w odcieniu Light Beige - bardzo dobry korektor, sprawdza się zarówno pod oczy jak i do zakrycia niedoskonałości.

Maybelline Color Tattoo Permanent Taupe - matowy szarawy brąz, zdecydowałam się na niego ponieważ wiele osób pisało, że jest i idealny do podkreślenia brwi. Zgadzam się całkowicie, od kiedy kupiłam inne cienie do brwi poszły w odstawkę. Dodatkowo na powiece też wygląda świetnie :)


Woda perfumowana Toni Gard My Honey - perfumy wygrałam w konkursie Douglasa. Zapach jest świeży, dziewczęcy, idealny na wiosnę i lato. Czuć cytrusy i miód - trochę kojarzy mi się z Acqua di Gioia Giorgio Armani, ale bez tej miętowej nuty :) Sama bym nie kupiła, ale będę używała z przyjemnością. Dodatkowy plus za ładny, prosty flakonik.

Po zrobieniu wszystkich zdjęć i napisaniu posta zorientowałam się, że zapomniałam o jednej ślicznotce, która pojawi się w najbliższej recenzji - mowa o pewnym cieniu z Catrice, który zaspokoił mój głód na Bobbi Brown sparkle eyeshadow (pisałam o nim tu <klik>) Domyślacie się o czy mowa?

Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii na temat powyższych produktów, ja tymczasem kończę z postami zbiorczymi/denkami/ulubieńcami i zabieram się za konkretne recenzje :)

pozdrawiam
Kinga
SHARE:
© ROSE AND VANILLA . All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig