10.3.16

Aktualna pielęgnacja twarzy


Dziś mam dla Was dziesięć produktów, które dbają o dobry stan mojej cery na codzień. Wybierając kosmetyki pielęgnacyjne, stawiam na krótkie składy z dużym skoncentrowaniem składników aktywnych - mam wrażenie, że to co najprostsze, daje z siebie najwięcej. Ma być nieskomplikowanie i skutecznie, liczy się efekt i to, czy dany produkt jest delikatny dla skóry. Preferuję kosmetyki naturalne, ale nigdy nie używałam ich dla zasady - trudno uwierzyć, ale na początku drogi wcale się z nimi nie lubiłam. Ostatecznie, okazało się jednak, że to właśnie ich skuteczność i komfort stosowania sprawiają, że z prawdziwą przyjemnością poznaję nowe i coraz lepiej się z nimi rozumiem. Poza tym, te najlepsze, na ogół produkowane są w Polsce :)


Codziennie

Do codziennego oczyszczania, od kilku tygodni, służy mi żel do mycia twarzy z Biolaven. Jest niedrogi, delikatny, ma dobry skład i nie wysusza cery. Co prawda musiałam przyzwyczaić się do zapachu - spodziewałam się lawendy, tymczasem żel dość intensywnie pachnie winogronami. Nie uważam tego za minus, kosmetyk jest bardzo dobry, a odbiór zapachu zależy przecież od osobistych preferencji (a ja jestem na tym punkcie lekko przeczulona). 

Kolejny krok to tonizowanie. Coś bez czego obecnie nie potrafię się obejść, a co weszło mi w nawyk stosunkowo późno (zaczęło się od toniku łagodzącego z Pat&Rub). Wcześniej tak na prawdę sama nie wiedziałam czego od tego kosmetyków tonizujących wymagać i jak ocenić ich działanie. Teraz bardzo chętnie sięgam po hydrolaty i naturalne toniki. Najbardziej lubię te na bazie róży - łagodzą, nawilżają i dobrze służą cerze naczyniowej, zazwyczaj wybieram te z atomizerem. Hydrolat z róży damasceńskiej z Ministerstwa Dobrego Mydła to absolutny pewniak! Otula twarz lekką mgiełką. delikatnie nawilża, napina i przygotowuje na przyjęcie olejku.

Oleje pojawiły się w mojej pielęgnacji niedawno, głównie za sprawą MDM - zaczęło się od cudownego olejku z nasion malin, który aktualnie zamieniłam na śliwkowy - po prostu nie mogę się oprzeć jego marcepanowemu zapachowi. Oba produkty są lekkie, mają aksamitną konsystencję, a skóra po ich aplikacji jest mięciutka, sprężysta i nawilżona. Jeśli macie tłustą cerę warto spróbować malinowego - jest odrobinę lżejszy i bardziej matowy po aplikacji. Używam codziennie, obowiązkowo na noc, rano często mieszam z kremem nawilżającym.

Co do kremu, w zupełności wystarcza mi jeden - wedle upodobania doprawiam go olejkiem, choć ten obecny akurat doskonale broni się sam. Ultranawilżający z Resibo, choć jest ze mną stosunkowo niedługo, już zdeklasował kilku poprzedników. Wcześniej używane kremy naturalne często zawodziły w kwestii nawilżenia i tak na prawdę nie pamiętam kiedy ostatnio którymś się zachwyciłam. Resibo idealnie wpisał się w moje potrzeby - szybko się wchłania, znakomicie nawilża, ma ładny roślinny zapach i poręczne opakowanie. Zawiera masę składników odżywczych i jest wielofunkcyjny - stosuję go zarówno na dzień jak i na noc.

Krem pod oczy, na dzień, to aktualnie Phenome Cooling Eyes Puffiness Miminizer. Na ogół przesiaduje w lodówce i ratuje umęczoną skórę wokół oczu, gdy trzeba wcześnie wstać. Żelowa konsystencja idealnie się do tego nadaje, bo potęguje przyjemne wrażenie chłodzenia, a dobry skład gwarantuje przyzwoite nawilżenie. Krem spisuje się dobrze, choć właściwości pielęgnacyjne ma, jak dla mnie, trochę zbyt słabe. 

Bardzo dobrym nawilżaczem, i alternatywą dla Phenome, okazał się natomiast krem pod oczy Resibo. Lubię takie treściwe konsystencje, do tego krem jest bardzo komfortowy w użyciu i myślę, że sprawdzi się nawet u tych bardzo wymagających.


Raz/dwa razy w tygodniu

Raz na jakiś czas lubię dać skórze popalić - oczywiście z umiarem. Sephora Mud Mask z białą glinką, cynkiem i miedzią jest w tej kwestii idealna. Wrażliwcy powinni obchodzić się z nią ostrożnie (ja zmywam natychmiast po przeschnięciu), natomiast posiadaczki tłustej cery będą zachwycone. Maska ma krótki, konkretny skład, świetnie czyści i matowi skórę, a efekt widać już po pierwszym użyciu. Po takim "posprzątaniu" koniecznie pora na maseczkę nawilżającą.

I na ogół jest to Origins Drink Up Intensive. Uwielbiam wszystko - zapach (dla mnie mieszanka soczystej brzoskwini i masełkowatego awokado), gęstą konsystencję, chłodząco-kojące uczucie jakie towarzyszy jej nakładaniu i fakt, że skóra pije składniki odżywcze przez całą noc, a rano jest jak nowo narodzona.

Od czasu do czasu sięgam po maseczki różane, bo mam do nich ogromną słabość. Czasem jest to Korres Wild Rose Advanced Repair Sleeping Facial, którą traktuję właściwie jak krem na noc i lubię za piękny, acz intensywny różany aromat. Innym razem wybieram Phenome Blossom Therapeutic Mask. Jest lekka, żelowa, a na jej plus przemawia bliższy naturze skład i zapach. Mała tubka jest bardzo wydajna, maska lekko nawilża i ujędrnia, choć nie każdemu przypadnie do gustu formuła - żel zastyga i lekko ściąga twarz, przez co nigdy nie trzymam jej zbyt długo. Za to efekt po jest bardzo przyjemny.

I to już wszystko, cała moja dziesiątka. A jak jest u Was? Po jakie kosmetyki sięgacie regularnie? Co dla Was w pielęgnacji liczy się najbardziej?

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Jeśli post Cię zainteresował, będzie mi bardzo miło jeśli napiszesz kilka słów od siebie.

pozdrawiam :)

© ROSE AND VANILLA . All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig